Płyta, która przykrywała grób Jezusa
Najważniejsze zadanie na dziś w Polsce? Złośliwi antyklerykałowie powiedzą: zdążyć z koszyczkiem do kościoła, żeby ksiądz pokropił reprezentację tego, co znajdzie się na stole w niedzielny wielkanocny poranek.
Zapewne wielu będzie urażonych takim podejściem. Będą mówić o dniu żałoby, o tragicznych skutkach Wielkiego Piątku, o adorowaniu Jezusa w grobie, o spowiedzi, przygotowaniu duchowym do świąt.
Niektórzy, co pobożniejsi i mocniej przywiązani do tradycji, odwiedzą kilka katolickich świątyni, oglądając przygotowane przez różnej rangi artystów „groby Pańskie”. Ileż tam treści. Ileż dydaktyki. Ileż moralizatorstwa. A niejednokrotnie i polityki. Na szczęście nie brak też prostego przekazu treści religijnych, teologicznych.
Wielka Sobota to dziwny dzień. Według katolickiego kalendarza liturgicznego to drugi, oprócz Wielkiego Piątku, dzień w roku, gdy nie odprawia się Mszy świętej. Wieczorna Eucharystia w ramach Wigilii Paschalnej należy tak naprawdę do Wielkanocnej Niedzieli. Wielka Sobota to dzień wypełniony czekaniem. Dzień pełen nadziei. Nadziei, że śmierć nie odniesie sukcesu.
Pewien uczony teolog, zapytany przez dociekliwego studenta, dlaczego Jezus nie zmartwychwstał od razu, następnego ranka, lecz dopiero trzeciego dnia, odpowiedział: „Przecież to był szabat. A w szabat wierzący Żyd odpoczywa”. Naiwność i nadmierna prostota tego tłumaczenia lepiej trafiły do umysłu studenta niż teologiczne wywody i powoływanie się na biblijne proroctwa. A teolog włożył mnóstwo wysiłku w to, aby z powstałej niemal natychmiast anegdoty znikło jego nazwisko.
Wielka Sobota jest potrzebna. Bez niej nie można dobrze pojąć tego, co się wydarzyło w Wielki Piątek. Bez niej nie sposób właściwie przeżyć tego, co się wydarzyło „trzeciego dnia”. Ten „dzień wyciszenia”, „dzień żałoby”, jest dniem cierpliwości, dniem umacniania wiary.
Zdarza się, że księża z ironią mówią o tych, którzy przez cały rok nie chodzą do kościoła, ale w Wielką Sobotę przybiegają ze „święconką”. To rzeczywiście wydaje się śmieszne. Ale wcale śmieszne nie jest. Za tą jednorazową wizytą czasami kryje się głębokie pragnienie wiary.
Źródło: www.wiara.pl
Co się działo z Jezusem w czasie pomiędzy śmiercią na krzyżu a Zmartwychwstaniem? W "Składzie Apostolskim" odpowiadamy na to pytanie słowami "Zstąpił do piekieł". Są tak trudne, że budzą mnóstwo błędów i nieporozumień.
Hans Urs von Bathasar wyjaśnia:
Zstąpił do piekieł. Naturalnie, gdyż Śmierci towarzyszy Otchłań (Ap 6,8), o której smutku Psalmy mówią w sposób realistyczny. Syn zstępuje do zmarłych jako zmarły człowiek, a nie jako żywy Zwycięzca z flagą wielkanocną, jak Go przedstawiają wschodnie ikony, przenosząc zmartwychwstanie na Wielki Piątek. Kościół zakazał śpiewać w tym dniu "Alleluja". Pomimo to nowy Zmarły jest zupełnie inny od wszystkich pozostałych. On zmarł z czystej bosko-ludzkiej miłości, owszem, Jego śmierć była najwyższym czynem tej miłości, a miłość jest najbardziej żywotna ze wszystkiego, co istnieje.
W ten sposób również Jego rzeczywiste bycie umarłym - a to oznacza utratę jakiegokolwiek kontaktu z Bogiem i z ludźmi (tu należy ponownie przeczytać odpowiednie Psalmy) - jest aktem najżywotniejszej miłości. Tu, w największej samotności, zostaje ona ogłoszona zmarłym, nawet więcej: zostaje im przekazana (l P 3,19). Zbawczy czyn Krzyża ma znaczenie nie tylko dla żyjących, ale zamyka w sobie wszystkich zmarłych przed nim i po nim. Po śmierci naszego Pana z miłości śmierć otrzymała zupełnie inne znaczenie. Może ona stać się dla nas wyrazem naszej najczystszej i najżywotniejszej miłości, gdy ją przyjmiemy jako podarowaną okazję do oddania się bez reszty w ręce Boga. Wtedy jest ona nie tylko zadośćuczynieniem za wszystkie nasze zaniedbania, ale ponadto nabywa łaskę dla innych, aby porzucili swój egoizm i wybrali miłość jako najbardziej wewnętrzną postawę.
Począwszy od Wielkiej Soboty śmierć została uszlachetniona. W tym dniu zmarły Pan otworzył drogę od wiecznego zagubienia do nieba: ogień doskonalący zmarłych ku większej miłości. Tego nie było w Starym Przymierzu, był tylko Szeol dla wszystkich, miejsce bycia umarłym. Zstępując tam, Chrystus otworzył dostęp do Ojca.
Tadeusz Żychiewicz komentuje:
Wyznanie to jest obecnie często pomijane. Wynika to nie z jakichkolwiek bądź racji doktrynalnych, lecz z przyczyn językowo praktycznych. Otóż istnieje bliskie i mylące podobieństwo pomiędzy terminem "piekło" (w sensie: miejsce lub stan potępionych) i "piekła" w liczbie mnogiej, który to termin był. używany w tłumaczeniach biblijnych jako odpowiednik hebrajskiego terminu "szeol", otchłań, miejsce pobytu zmarłych, także stan śmierci. Apokalipsa św. Jana (20,13) mówi o Sądzie. Ostatecznym: "A wydało morze umarłych, którzy w nim byli, i śmierć, i otchłań zwróciły umarłych swoich, którzy w niej byli". W tejże Apokalipsie (6,8 i 20,14) szeol jest również synonimem władztwa śmierci; o Chrystusie zaś powiedziano (Ap 1,18), iż ma klucze "śmierci i otchłani". Stąd właśnie wzięła się teologia "zstąpienia do piekieł" (czy też "do otchłani") w podwójnym sensie: rzeczywistej jego śmierci - bo prawdziwie zstąpił w królestwo śmierci - i równocześnie władztwa Chrystusa nad śmiercią, gdyż przez zmartwychwstanie złamał jej władztwo. Teologia ta nb. jest o wiele silniej rozwinięta w Kościołach Wschodnich. Istnieją bardzo piękne i mądre teologicznie ikony poświęcone temu tematowi. Widnieje na nich Chrystus w mandorli symbolizującej chwałę niebieską, rozłamujący bramy owego szeolu; jedną ręką podnosi z otchłani śmierci ukoronowaną postać Ewy, drugą zaś równie ukoronowaną postać biblijnego Adama. Oboje reprezentują tu każdego z nas; zaś owe korony widniejące na głowach naszych biblijnych prarodziców oznaczają chwalebne przemienienie człowieka w "nowe stworzenie" i obdarzenie go nową godnością.
Kościół Rzymski opuszcza niekiedy owo "zstąpienie do piekieł", jako równoznaczne czy też bliskoznaczne z prawdą ogólną o zmartwychwstaniu, co nie jest pozbawione pewnych racji. Niemniej sądzić też wolno, że to, co teologia i sztuka Kościołów Wschodnich mówi o owym "zstąpieniu Chrystusa do otchłani" mogłoby z wielkim. pożytkiem ubogacić i pogłębić naszą myśl i świadomość. Co też częściowo następuje. Bylibyśmy bowiem niesprawiedliwi, gdybyśmy sądzili, że teologia Zachodu ignoruje ten temat. Także i na Zachodzie, zwłaszcza w ostatnich dziesiątkach lat, ale nie bez nawiązywania do idei zawartych w pismach starożytnych zachodnich Ojców Kościoła obecna jest i bywa rozwijana myśl o zstąpieniu Chrystusa do otchłani.
Przykładowo wymienić tu można np. znanego teologia Karla Rahnera. W teologii rahnerowskiej ta sprawa traktowana jest bardzo szeroko, "otchłanią" jest jednak u Ranhera nie jakieś miejsce pobytu umarłych i nie tylko stan śmierci, lecz po prostu ziemia i los człowieczy. Nie jest to wcale równoznaczne z jakąkolwiek degradacją ziemi. Rahner nie mówi o ziemi żle. Wprost przeciwnie: jest to człowiek, który odnajduje się bez reszty w starożytnej tradycji wiary miłującej ziemię. Jednakże Ranher patrzy na te sprawy w prawdzie i trzeźwości. W jego teologii ziemia jest wielką i piękną matką człowieka, która jednakże sama jest stroskana i cierpi z powodu swej nędzy. Wszystkie jej radosne święta są zawsze wstępem do żałobnych uroczystości, a po śmiechu zawsze przychodzą łzy; to zaś, co bywa przez lata przedmiotem serdecznej troski, ma zawsze swój czas upokorzenia. Ziemia rodzi dzieci o sercach nie znających miary: to, co im daje, jest za piękne, aby można było tym wzgardzić, a równocześnie za ubogie i zbyt kruche, aby stać się spełnieniem ich nienasycenia. Ziemia jest równocześnie życiem i śmiercią, bogactwem i nędzą, pięknem i szpetotą; w konsekwencji jest więc otchłanią ustawicznego rozdarcia.
W pewnym sensie Chrystus jakby podwójnie zstąpił do otchłani. Zstąpił właściwie już wtedy, gdy został poczęty i narodził się z kobiety. Śmierć Syna Człowieczego była tylko przypieczętowaniem owego zstąpienia do otchłani, zstąpienia do serca ziemi. Jednakże ten właśnie Syn Człowieczy jest także Synem Bożym współistotnym Ojcu i dlatego jego zstąpienie do otchłani łamie jej rzeczywistość. I tak tajemnica zstąpienia do otchłani splata się z tajemnicą Wcielenia i Odkupienia, a także i Zmartwychwstania. Intuicje Wschodu są słuszne: Zmartwychwstaniem swoim Chrystus istotnie złamał otchłań ziemi. Złamał ją jednak nie w sensie unicestwienia materii, jak wyobrażali to sobie niektórzy nazbyt doktrynalni spirytualiści, lecz w sensie jej podniesienia i przemienienia na wzór swego chwalebnie przemienionego ciała.
Mówimy: "Jezus umarł" i nierzadko łączymy z tym powiedzeniem taką właśnie spirytualistyczną treść: że porzucił swoje ciało i oderwał się od ziemi, od świata, od materii, od całej tej otchłani i przeniósł się w krąg majestatu Bożego. Ale chrześcijańskie Credo mówi trochę inaczej: "Zstąpił do otchłani i zmartwychwstał". Nie porzucił niczego, co dał mu Ojciec. Złamał aktualne uwarunkowania otchłani i zmartwychwstał w przemienionym chwalebnie ciele. Chrześcijaństwo jest jedyną wielką religią, która miłuje ziemię. Miłuje ją nie dlatego, że takie się mu trafiło widzimisię, lecz dlatego, ponieważ chrześcijański Bóg miłuje ziemię j wszystko stworzenie.
Jezusowa śmierć była nie tylko dojściem do końca dróg człowieczych. Była także zstąpieniem Syna Bożego do wnętrza świata i wszelkiej jego rzeczywistości 'materialnej. Dopiero przez to, że umarł, należy naprawdę do ziemi. Ponieważ jednak zmartwychwstał, ziemia naprawdę stała się w tajemny sposób uczestnikiem Jego rzeczywistości. Żadna siła ich nie rozdzieli. Jezus nie wyprowadził się z ziemskiej chaty, bo przecież zmartwychwstał w ciele, które jest cząstką ziemi - cząstką, która do niej należy jako element jej rzeczywistości i jej przyszłych losów. I to nie jest jego osobista wyłącznie sprawa, Jezus bowiem zmartwychwstał jako ;,pierwocina wszelkiego stworzenia". Święty Ambroży miał rację, kiedy wołał: "Zmartwychwstał w nim świat, zmartwychwstała w nim ziemia, zmartwychwstało w nim niebo". Ale niczego nowego nie wymyślił przecież, bo te sprawy są obecne już w Biblii.
Biblia, mój Boże... Sceną, która najbliżej kojarzy się z rzeczywistością
Zmartwychwstania jest w Ewangeliach niewątpliwje scena Przemienienia na Górze, kiedy paru uczniom swoim Jezus pozwala ujrzeć siebie w chwale. Oni zaś porażeni potęgą i pięknem jego rzeczywistości - padają na ziemię i mówią: "Panie, dobrze nam tu być". Tak było w starym tłumaczeniu. A co to znaczy: "dobrze nam tu być"? W powiedzeniu "dobrze nam b y ć" poprzez użycie bezokolicznika jest przede wszystkim element bezczasowego trwania. Całe zaś to odezwanie znaczy tyle, co: "Panie, w Twojej przemienionej obecności odnaleźliśmy trwałą radość istnienia. Niech tak już zostanie. Dobrze jest być". Ale nie: nowszym tłumaczom nie spodobało się to i napisali: "dobrze, że tu jesteśmy". A to nic nie znaczy. Można pójść do miłego lokalu i powiedzieć: "dobrze, że tu jesteśmy". Można wsiąść do tramwaju i patrząc na tych, którzy już się nie wcisnęli -rzec: "dobrze, że tu jesteśmy". Niechaj Bóg miłosierny przetka ucho tłumaczom biblijnym.
Żeby to tylko szło o tłumaczenia. Są jeszcze sprawy teologiczne, o których ze strachem odważam się wspominać. Chodzi mi o Sakrament Eucharystii, znany także Sakrament Ciała i Krwi Pańskiej, o którym to sakramencie sam Jezus mówił, iż jest to sakrament na życie człowieka i na życie świata. Zauważmy, jak się to potocznie interpretuje: że przez sakrament Eucharystii Jezus zstępuje do serc ludzkich, albo, że w tymże sakramencie jest obecny wśród nas.
Zgoda, to jest słuszne. Ale Jezus był Żydem. A w świecie hebrajskim sprawy miewały kamienną rzeczywistość: ciało znaczy ciało, a krew znaczy krew cokolwiek by się powiedziało o jej rozlicznych zawartościach pojęciowych. Jeżeli Jezus idąc na śmierć powiedział nad skibką chleba nad garstką materii: "To jest ciało moje", zaś nad kielichem wina, owocem szczepu winnego i pracy rąk ludzkich "To jest krew moja" - może mówił o swoim zstąpieniu w otchłań rzeczywistości ziemi, przemieniając je w swoje ciało i krew? A potem zmartwychwstał. I może słowa konsekracji sprowadzają w chleb i wino dosłowną choć ukrytą rzeczywistość Jego przemienionego i zmartwychwstałego ciała i krwi "na Żywot świata", nie zaś jakieś dość enigmatyczne "obecności duchowe"? Nie wiem. Ale tak sobie czasem myślę, że taka właśnie może być rzeczywistość Eucharystii, o wiele bardziej realna i dosłowna, niż się nam czasem zdaje.
Powiedział pewien starożytny Ojciec Kościoła, mając na myśli Jezusa: "Caro cardo salutis", "ciało jest sednem zbawienia". Nie był Zydem, był tylko człowiekiem Biblii. Podobnie też i Rahner uważa, że jeśli szukamy Boga nieskończoności, a tego oczywiście zaniechać nie można, szukając równocześnie także i ziemi wolnej od swych bied i ułomności - nie musimy się martwić, ponieważ droga do tych obu spraw jest jedna i tożsama. Dzieje się to w konsekwencji tej właśnie prawdy wiary, która mówi: "Zstąpił do otchłani, trzeciego dnia zmartwychwstał".
Katechizm Kościoła Katolickiego mówi:
JEZUS CHRYSTUS ZSTĄPIŁ DO PIEKIEŁ, TRZECIEGO DNIA ZMARTWYCHWSTAŁ
Jezus Chrystus "zstąpił do niższych części ziemi. Ten, który zstąpił, jest i Tym, który wstąpił" (Ef 4,9-10). Symbol Apostolski wyznaje w tym samym artykule wiary zstąpienie Chrystusa do piekieł i Jego zmartwychwstanie trzeciego dnia, ponieważ On sprawił, że w misterium Jego Paschy z głębi śmierci wytrysnęło życie: Jezus Chrystus, Twój Syn zmartwychwstały, który oświeca ludzkość swoim światłem i z Tobą żyje i króluje na wieki wieków. Amen (Mszał Rzymski, Wigilia Paschalna, Exsultet).
CHRYSTUS ZSTĄPIŁ DO PIEKIEŁ
Liczne wypowiedzi Nowego Testamentu, według których Jezus został wskrzeszony "z martwych" (Dz 3,15; Rz 8,11; 1 Kor 15,20), zakładają, że przed zmartwychwstaniem przebywał On w krainie zmarłych (Por. Hbr 13, 20). Takie jest pierwsze znaczenie, jakie przepowiadanie apostolskie nadało zstąpieniu Jezusa do piekieł; Jezus doświadczył śmierci jak wszyscy ludzie i Jego dusza dołączyła do nich w krainie umarłych. Jezus zstąpił tam jednak jako Zbawiciel, ogłaszając dobrą nowinę uwięzionym duchom (Por. 1 P 3, 18-19).
Krainę zmarłych, do której zstąpił Chrystus po śmierci, Pismo święte nazywa piekłem, Szeolem lub Hadesem (Por. Flp 2,10; Dz 2,24; Ap 1,18; Ef 4,9), ponieważ ci, którzy tam się znajdują, są pozbawieni oglądania Boga (Por. Ps 6,6; 88,11-13). Taki jest los wszystkich zmarłych, zarówno złych, jak i sprawiedliwych, oczekujących na Odkupiciela (Por. Ps 89,49;1 Sm 28,19; Ez 32,17-32), co nie oznacza, że ich los miałby być identyczny, jak pokazuje Jezus w przypowieści o ubogim Łazarzu, który został przyjęty "na łono Abrahama" (Por. Łk 16,22-26). "Jezus Chrystus, zstępując do piekieł, wyzwolił dusze sprawiedliwych, które oczekiwały swego Wyzwoliciela na łonie Abrahama" (Katechizm Rzymski, I, 6, 3). Jezus nie zstąpił do piekieł, by wyzwolić potępionych (Synod Rzymski (745): DS 587), ani żeby zniszczyć piekło potępionych (Por. Benedykt XII, Cum dudum: DS 1011; Klemens list Super quibusdam: DS 1077), ale by wyzwolić sprawiedliwych, którzy Go poprzedzili (Por. Synod Toledański IV (625): DS 485; por. także Mt 27,52-53).
"Nawet umarłym głoszono Ewangelię..." (1 P 4,6). Zstąpienie do piekieł jest całkowitym wypełnieniem ewangelicznego głoszenia zbawienia. Jest ostateczną fazą mesjańskiego posłania Jezusa, fazą skondensowaną w czasie, ale ogromnie szeroką w swym rzeczywistym znaczeniu rozciągnięcia odkupieńczego dzieła na wszystkich ludzi wszystkich czasów i wszystkich miejsc, aby wszyscy ci, którzy są zbawieni, stali się uczestnikami Odkupienia.
Chrystus zstąpił więc do otchłani śmierci (Por. Mt 12,40; Rz 10,7; Ef 4,9), aby umarli usłyszeli "głos Syna Bożego, i ci, którzy usłyszą", żyli (J 5,25). Jezus, "Dawca życia" (Dz 3,15), przez śmierć pokonał tego, "który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest diabła", i wyzwolił "tych wszystkich, którzy całe życie przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli" (Hbr 2,14-15). Od tej chwili Chrystus Zmartwychwstały ma "klucze śmierci i Otchłani" (Ap 1,18), a na imię Jezusa zgina się "każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych" (Flp 2,10): Wielka cisza spowiła ziemię; wielka na niej cisza i pustka. Cisza wielka, bo Król zasnął, ziemia się przelękła i zamilkła, bo Bóg zasnął w ludzkim ciele, a wzbudził tych, którzy spali od wieków... Idzie, by odnaleźć pierwszego człowieka, jak zgubioną owieczkę. Pragnie nawiedzić tych, którzy siedzą zupełnie pogrążeni w cieniu śmierci; by wyzwolić z bólów niewolnika Adama, a wraz z nim niewolnicę Ewę, idzie On, który jest ich Bogiem i Synem Ewy... "Oto Ja, twój Bóg, który dla ciebie stałem się twoim synem... Zbudź się, który śpisz! Nie po to bowiem cię stworzyłem, byś pozostawał spętany w Otchłani. Powstań z martwych, albowiem jestem życiem umarłych" (Starożytna homilia na Wielką i Świętą Sobotę: PG 43, 440 A. 452 C; por. Liturgia Godzin, II, Godzina czytań z Wielkiej Soboty).
W skrócie
W artykule "Jezus zstąpił do piekieł" Symbol wiary głosi, że Jezus rzeczywiście umarł i przez swoją śmierć dla nas zwyciężył śmierć i diabła, "który dzierżył władzę nad śmiercią" (Hbr 2,14).
Zmarły Chrystus, w swojej duszy zjednoczonej z Jego Boską Osobą, zstąpił do krainy zmarłych. Otworzył On bramy nieba sprawiedliwym, którzy Go poprzedzili.
Źródło: www.wiara.pl
Wielka Sobota w tradycji polskiej to dzień adorowania pogrzebanego Chrystusa. Ludzie tłumnie nawiedzają kościół, by się pomodlić przy Grobie Pańskim. Drugim nieodzownym elementem tego dnia jest poświęcenie potraw.
Błogosławieństwo pokarmów, zwane powszechnie święconką lub święconym, ma długą tradycję. W Polsce jest znane co najmniej od XIV wieku. Początki tego zwyczaju na świecie sięgają nawet ósmego stulecia. Początkowo święcono tylko baranka zrobionego z chleba lub ciasta, jako symbol Chrystusa. Dopiero potem dołączano inne potrawy: ser, masło, ryby, olej, pokarmy mięsne, ciasto i wino. Na końcu święcony kosz został uzupełniony jajkiem i innymi potrawami. Właściwie w każdym regionie szczegółowy skład święconki jest inny.
Każda dołączana do święconki potrawa ma swoją symbolikę. Pisał o tym już w 1739 roku franciszkanin, ks. Protazy Newerani, w książce "Ozdoba Kościoła katolickiego": "Święcą baranka, przypominając prawdziwego Baranka Chrystusa i Jego triumf, dlatego też zwyczajnie chorągiewki na pieczonym baranku stawiają. Święcą mięsiwa, którego się Żydom pożywać nie godziło, na dowód, żeśmy przez Chrystusa Pana z jarzma starego Zakonu uwolnieni i praw starozakonnych, zakazujących pożywania takiego mięsiwa, chować nie powinniśmy. Święcą chrzan na znak tego, że gorzkość Męki Jezusowej tego dnia w słodycz się nam i radość zamieniła i dlatego też przy tym masło święcą, które znaczy tę słodycz. Święcą na ostatek i jaja, na dowód tego, że jako kokosz dwojako niby kurczęta rodzi, raz niosąc owoc, drugi raz go wysiadując, tak przez Chrystusa dwa razy odrodzeni jesteśmy".
Kiedyś święcono wszystko, co miało być spożyte podczas uczty w Niedzielę Wielkanocną. Nie sposób było przynieść wszystkich potraw do kościoła, więc w Wielką Sobotę ksiądz chodził od domu do domu i święcił jadło. Tradycja ta zanikła na przełomie XVIII i XIX wieku. Już w 1733 roku pisał o tym krytycznie biskup płocki Andrzej Stanisław Załuski: "Upowszechnił się zwyczaj święcenia pokarmów w Wielką Sobotę po domach osób świeckich, który, aczkolwiek sam w sobie pobożny i chwalebny, dla nadużyć jednak cierpiany być nie może. Proboszczowie w dniu tym po złożeniu Chrystusa Pana w grobie zamiast poświęcić ogień i wodę, słuchać spowiedzi itp., wszystko to opuściwszy, biegają po wsiach i domach i często ledwie zdążą na jutrznię, a niekiedy niezdolni są nawet do odprawiania mszy św., ze zgorszeniem ludu i zniewagą stanu duchownego. Dlatego też niech wyłożą wiernym, iż nie jest koniecznością wszystkie pokarmy poświęcać, lecz dosyć niektóre z nich, choćby tylko sam chleb, a ten z łatwością może być przyniesiony do drzwi kościelnych i tam błogosławiony. Z tym wszystkim, tam zwłaszcza, gdzie jest kilku księży, można się udać do domów osób znakomitszych, szczególnie dobrodziejów kościoła [...]".
Biedniejsza ludność również i dawniej wędrowała z zawiniętym pożywieniem do kościołów, gdzie kapłan je błogosławił. Gdy kościoła w okolicy nie było, przynoszono "święconkę" do dworu albo najbogatszego domu, dokąd przybywał ksiądz, by dopełnić obrzędu. Rodzaj i ilość potraw zależały od zamożności gospodarzy, lecz w każdej święconce chłopa czy też króla musiały być jajka, symbol nowego życia. Po powrocie z kościoła trzeba było trzykrotnie obejść ze święconym domostwo, aby odpędzić wszelkie złe moce. Wierzono, że dzięki temu węże, żmije i ropuchy nie wejdą do zabudowań.
Święcenie ognia i wody
Oprócz potraw tego dnia kapłani święcą wodę i ogień. Kiedyś ksiądz święcił rano wodę, w południe pokarmy, a wieczorem ogień. Dzisiaj święci się ogień i wodę podczas uroczystego obchodu Wigilii Paschalnej. Wodę zabierano do domów, aby poświęcić nią chaty, obejścia, pola, bydło, a także był zwyczaj, że każdy kosztował tej wody najpierw sam, aby dla siebie uprosić błogosławieństwa Boże. Ogień również przynoszono do domów.
Ogień jest symbolem wieczności, ciepła, oświecenia, miłości, życia, oczyszczenia, męczeństwa.
Przy kościele układano duży stos i rozpalano ogień. Gdy stos już przygasał następowało poświęcenie. Chwilę potem młodzież rzucała się na ognisko – nie czekając aż się wypali – aby zdobyć choć jedną gałązkę poświęconą, by zanieść ją do domu jako ochronę przed burzami i gradami. Popiół z ogniska rozsypywali gospodarze na polu podczas pierwszej orki, a drewienka w drugi dzień wielkanocnych świąt zatykali na krańcach swojego pola, by je chronić od klęsk żywiołowych.
Znaczenie i sens wszystkich tych święceń pięknie opisuje Zofia Kossak ("Rok polski. Obyczaj i wiara", Warszawa 1958): "Przez święcenie pokarmów Kościół błogosławi byt doczesny, podkreśla dostojność ciała, które dziś osiągnęło nieśmiertelność. Jedzenie stanowi afirmację życia. Chrystus po zmartwychwstaniu jadł chleb i rybę, by przekonać uczniów, że jest żywym człowiekiem nie zjawą... . Ksiądz święcił rano wodę w chrzcielnicy, rozganiając ją na krzyż. Teraz święci ogień – wiecznego przyjaciela człowieka, bez którego skapiałoby życie na ziemi. Z żadnego komina nie snuje się dym, wygaszone paleniska, bo ogień trzeba zapalić na nowo nowym poświęconym płomieniem, przyniesionym z Kościoła. Trzymając garść trzasek smolnych za pazuchą chłopaki biegną z ogniem święconym do chaty... . A tak wszystko staje się nowe na jutrzejszą niedzielę: ogień i woda, chaty i jadło i serca obmyte żalem...".
Źródło: www.wiara.pl
Szczególnie charakterystycznym, bardzo starym, a do dziś jeszcze praktykowanym zwyczajem wielkanocnym jest zdobienie jajek. Noszą one u nas powszechnie znane nazwy pisanek lub kraszanek.
Jest kilka legend, które próbują tłumaczyć zwyczaj malowania jajek na Wielkanoc. Jedna z nich głosi, że święta Maria Magdalena, dowiedziawszy się o Zmartwychwstaniu Jezusa, radośnie pobiegła do domu. Tam dostrzegła, że wszystkie jajka stały się kolorowe. Później, mówiąc apostołom o cudzie, pokazała im też jajka. Wtedy to wykluły się z nich piękne kolorowe ptaki, które od razu poderwały się do lotu, aby na całym świecie głosić Dobrą Nowinę. Inna legenda mówi, że Matka Boska udała się do Piłata, chcąc wybłagać życie syna. Przyniosła wtedy ze sobą malowane jajka jako prezent dla jego dzieci. Jest też legenda głosząca, że pewien biedak, który spotkał Jezusa prowadzonego na śmierć, pozostawił koszyk z jajkami, sam zaś poszedł pomóc Jezusowi nieść krzyż. Gdy powrócił do swego koszyka zauważył, że jajka w nim pozostawione miały kolorowe skorupki.
Jajka od tysiącleci były uważane za symbol odradzającego się życia. Uważano, że posiadają niezwykłą moc - chronią przed złem, gwarantują urodzaj, są symbolem płodności.
Najstarsze pisanki mają 5 tysięcy lat. Zostały znalezione w Asharah w Egipcie. Znane też były w sumeryjskiej Mezopotamii. W starożytnym Egipcie i Persji przyjaciele obdarowywali się wzajemnie ozdobionymi jajkami gdy zaczynała się wiosna, jako symbol odradzania się natury.
Pierwsze informacje o malowanych jajkach zawierają natomiast dzieła pisarzy rzymskich: Owidiusza i Pliniusza. Także na ziemiach polskich nasi przodkowie malowali jajka zanim jeszcze Polska przyjęła chrzest. W czasach pogańskich wierzono, że jajko posiada wielką moc magiczną – chroni przed złymi duchami. Kładziono je pod próg obory, zanim wypędziło się bydło na pierwszy wiosenny wypas, zakopywano jajka na polach, by przynosiły urodzaj, wkopywano pod węgły budowanych domów.
W dzwonki i w sosenki
Nazwy jaj wielkanocnych zależą od sposobu, w jaki zostały ozdobione. Jajka malowane we wzory to pisanki, ufarbowane gładko na jeden kolor – kraszanki.
Ornamenty na skorupkach jajek uzyskiwano "pisząc" na nich roztopionym woskiem różne wzory, aby farba nie pokryła miejsc nawoskowanych. Pisanki były najczęściej dwubarwne. Desenie na nich miały swe konwencjonalne nazwy. Pisał o tym Zygmunt Gloger w Encyklopedii Staropolskiej (wydanej w latach 1901-1903): "Farbują jaja w brezylii czerwonej i sinej, w odwarze z łupin cebuli, z kory dzikiej jabłoni, listków kwiatu malwy, kory olszowej, z robaczków czerwcem zwanych, w szafranie itd. Rysują jajko rozpuszczonym woskiem, aby farba miejsc powoskowanych nie pokryła. Rysowanie zowią «pisaniem», stąd nazwa «pisanki», tak jak dawnych «dzbanów pisanych» (...). Upowszechnione desenie mają swe nazwy od wzorów i podobieństw, rysują więc w gałązki, w drabinki, w wiatraczki, w jabłuszka, w dzwonki, w sosenki, w kogutki, w serduszka, w kurze łapki itd. Jako narzędzi do pisania używają szpilek, igieł, kozików, szydeł, słomek i drewienek".
Brezylia, o której pisał Gloger, to drobne kawałki drewna lub kory różnych drzew południowoamerykańskich. Słowniki notują wiele odmian tej nazwy znanej w XIX i na początku XX wieku w całej Polsce. Można o niej przeczytać w "Chłopach" Reymonta, gdyż Jagusia Borynowa używała tego barwnika, wykonując swe budzące powszechny podziw pisanki. Brezylia dawała różne kolory w zależności od składników i mocy wywaru: żółty, brązowy, prawie czarny, fioletowy, niebieski, czerwony.
Kolor żółty i brązowy uzyskiwano również gotując jajka w łupinach cebuli lub odwarze z kory dębowej, fioletowy – gotując w listkach kwiatu malwy, zielony – w listkach młodego żyta, a czerwony – z odwaru wykonanego z owadów zwanych czerwcami. Czerń dawała kora olszy.
Na wybitki
Barwy pisanek nie były przypadkowo dobrane. Każda miała swoje symboliczne znaczenie – fioletowa i niebieska oznaczały żałobę wielkopostną, żółta, zielona i brązowa to radość ze Zmartwychwstania, a czerwona symbolizowała krew Chrystusa przelaną za nasze grzechy.
Po niewielkich różnicach we wzorach można było poznać, skąd dany okaz pochodzi. Zofia Kossak ("Rok polski. Obyczaj i wiara", Warszawa 1958) tak o tym pisze: "Najkunsztowniejsze były pisanki huculskie, pokryte drobnym ornamentem, przypominającym mozaikę. Za najpiękniejsze uchodziły kraszanki podolskie”. Wśród barwnych pisanek podolskich wyróżniał się typ kraszanki czarnej ozdobionej białym wzorem, wyrażającym nieskończoność. Nazywano je "śmiertelnymi" i przechowywano do następnych świąt, aby w razie śmierci w rodzinie włożyć je zmarłemu do trumny".
Dawniej powszechnym zwyczajem było obdarowywanie się malowanymi jajkami. Istniał również jeszcze inny zwyczaj - "chodzenia z alleluja" w pierwszy i drugi dzień świąt przez grupki dzieci od domu do domu i wygłaszania (śpiewania) oracji, za które otrzymywały jajka.
Z jajkami wiązała się też zabawa w tzw. "wybitki". Wspomina już o niej bł. ks. Wincenty Kadłubek w swej kronice z końca XII wieku. Polegała ona na uderzaniu jednej pisanki o drugą – wygrywał ten, kto stłukł jajko przeciwnika.
Źródło: www.wiara.pl
Wydawało się, że wszystko się już skończyło. Bo zazwyczaj śmierć kończy wszystko. Ale nie w tym przypadku. Trzeciego dnia Jezus powstaje z grobu. Pokazuje, że nadzieje w Nim pokładane nie były daremne.
Co więcej, pokazuje, że spodziewać możemy się znacznie więcej, niż nam się wydawało. Chrystus, zwyciężywszy śmierć, nam też obiecuje zmartwychwstanie... Te prawdy przeżywamy podczas Liturgii Wigilii Paschalnej, sprawowanej w sobotni wieczór, lecz liturgicznie należącej do Niedzieli Wielkanocnej Zmartwychwstania Pańskiego.
Wigilia Paschalna - obrzęd po obrzędzie:
Przez cały dzień trwała w kościołach adoracja Jezusa przy Bożym Grobie. Jak zwykle ludzie stali w kolejkach do spowiedzi. Jak zwykle wielu przychodziło, by poświęcić wielkanocne pokarmy. Ale to, co w tym dniu najważniejsze, rozpoczyna się dopiero wieczorem.
Liturgia sprawowana w Wielką Sobotę (formalnie należąca do liturgii Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego) nie jest typową Mszą, gdyż oprócz Liturgii Słowa i Liturgii Eucharystycznej mamy w niej jeszcze Liturgię Światła i Liturgię Chrzcielną.
Całość rozpoczyna się przed kościołem. Do rozpalonego ogniska podchodzą kapłani i służba liturgiczna. Po krótkich słowach zachęty następuje poświęcenie ognia, a potem prowadzący kreśli na paschale znak krzyża, litery Alfa i Omega oraz na polach między ramionami krzyża cyfry bieżącego roku, a potem umieszcza w paschale pięć symbolicznych gwoździ w formie krzyża. Bo "Chrystus wczoraj i dziś, Początek i Koniec, Alfa i Omega. Do niego należy czas i wieczność. Jemu chwała i panowanie przez wszystkie wieki wieków". Następnie kapłan podnosi zapalony Paschał i śpiewa: "Światło Chrystusa", a wszyscy odpowiadamy: "Bogu niech będą dzięki".
Z zapalonym paschałem procesja wchodzi do ciemnego, nieoświetlonego kościoła. Ci, którzy doświadczyli w swoim życiu lęku przed ciemnością, wiedzą, czym dla człowieka jest światło. Rozprasza nie tylko ciemności, ale także nasze lęki i obawy. Chrystus jest tym, który swoim zmartwychwstaniem rozprasza ciemności grzechu i śmierci, który na powrót wlewa w nasze serca radość życia, Bo przecież nie musimy się już bać naszego największego wroga, śmierci, skoro On ją pokonał. Od tamtego wydarzenia nawet najsmutniejsze wydarzenia nie są w stanie zgasić płomienia nadziei, jaki pali się w sercach uczniów Chrystusa...
"Światło Chrystusa" - śpiewa po raz drugi kapłan, a wtedy zapalamy od Paschału swoje świece. W kościele robi się jeszcze jaśniej. Mrok jest już w zasadzie przezwyciężony. A gdy kapłan po dojściu do ołtarza trzeci raz pokazuje nam światło Chrystusa, my po raz trzeci dziękujemy za nie Bogu i wtedy zapalają się w kościele wszystkie światła. Tak. Przez swoje zmartwychwstanie Chrystus opromienił nasze życie. Nie bez powodu został kiedyś przez Zachariasza nazwany Wschodzącym Słońcem...
Symbolikę światła wyjaśnia śpiewane teraz orędzie Wielkanocne. "Weselcie się już zastępy aniołów w niebie. (...) Raduj się Ziemio opromieniona tak niezmiernym blaskiem, a oświecona jasnością Króla Wieków poczuj, że wolna jesteś od mroku, co świat okrywał. (...) Oto są bowiem święta paschalne, w czasie których zabija się prawdziwego Baranka, a Jego krew oczyszcza domy wierzących. Jest to ta sama noc, w której niegdyś ojców naszych, synów Izraela, wywiodłeś z Egiptu, (...) a teraz ta sama noc uwalnia wszystkich wierzących w Chrystusa na ziemi od zepsucia pogańskiego życia i od mroku grzechów, do łaski przywraca i gromadzi w społeczności świętych. Tej właśnie nocy Chrystus, skruszywszy więzy śmierci jako zwycięzca wyszedł z otchłani. (...) O, jak niepojęta jest Twoja miłość: aby wykupić niewolnika, wydałeś Swego Syna (...)."...
Liturgia Słowa jest dziś wyjątkowo rozbudowana. Może się składać na nią aż dziewięć czytań, które pokazują całą historię Zbawienia: od początku świata, poprzez wyprowadzenie Narodu Wybranego z Egiptu, aż do czasu, gdy Jednorodzony Boży Syn stał się Barankiem, by zbawić grzechy świata, a zabity za nasze grzechy trzeciego dnia powstał z martwych. Relację z odkrycia pustego grobu przedstawia dziś św. Mateusz. Bardzo ważne jest też pouczenie, którego w przedostatnim czytaniu udziela nam Święty Paweł. Pokazuje, że mamy udział w owocach śmierci i zmartwychwstania Jezusa dzięki sakramentowi chrztu, który zanurzył nas w Jego śmierć i pozwolił razem z Nim zmartwychwstać do Nowego Życia...
Do tych treści nawiązuje kolejna część dzisiejszej celebracji - Liturgia Chrzcielna. Dawniej większość chrześcijan w tej właśnie chwili przyjmowała chrzest. Dziś najczęściej odnawiamy chrzcielne przyrzeczenia i modlimy się za tych, którzy chrzest przyjmują...
Rozpoczyna ją (liturgię) odśpiewanie Litanii do wszystkich świętych. Przyjmowani przez chrzest do Kościoła, a także my, nędznicy, uświadamiamy sobie, w jak szlachetnym gronie znaleźliśmy się przez chrzest, do jakiego Kościoła zostaliśmy włączeni. To Kościół Apostołów, męczenników, wyznawców i dziewic; to Kościół ludzi uczonych i prostych. A wszystkich łączy w nim jedno: wspólny udział w zbawieniu i wspólna miłość do naszego Odkupiciela.
Po odśpiewaniu litanii następuje błogosławieństwo wody chrzcielnej. W dłuższej modlitwie kapłan wyjaśnia symbolikę wody: wspomina się wody, nad którymi unosił się Duch przy stworzeniu świata, wody potopu, które uratowały Noego, a były przyczyną zagłady dla pozostałych, wody Morza Czerwonego, które dały ucieczkę Izraelitom, a zalały ścigających ich Egipcjan; przypomina wody chrztu Jezusa nad Jordanem i wodę, która wypłynęła z przebitego boku Chrystusa. Następnie prosi, aby Bóg raczył otworzyć nam wszystkim źródło chrztu świętego, aby "wszyscy przez chrzest pogrzebani z Chrystusem w śmierci, z Nim też powstali do nowego życia".
Jakże głęboko uroczyście brzmią dziś słowa odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych, gdy z zapalonymi świecami w ręku wierni wyrzekają się grzechu, wszystkiego, co prowadzi do zła i szatana, głównego sprawcy grzechu, a następnie wyznają wiarę Ojca, Syna i Ducha Świętego, Kościół, obcowanie świętych, odpuszczenie grzechów, zmartwychwstanie ciała i życie wieczne. Chciałoby się, aby już na zawsze w naszych sercach była ta sama gorliwość, co w tej właśnie chwili.
Jako święci i umiłowani przez Boga przystępujemy do kolejnej części dzisiejszej celebracji, Liturgii Eucharystycznej. Ten, który za nas się ofiarował w zbawczej ofierze, który dla nas powstał z martwych i dał nam udział w swojej łasce przez chrzest, daje nam także możliwość spożywania Jego Ciała i Jego Krwi. Ta Święta Uczta daje nam możliwość ciągłego czerpania z owoców Chrystusowego krzyża; Jego Ciało i Krew są dla nas pokarmem na życie wieczne...
W niektórych parafiach na zakończenie obrzędów odbywa się jeszcze procesja rezurekcyjna. Chrześcijanie całemu światu (tym, którzy pozostali w domach) ogłaszają radosną wieść: możecie już otrzeć swoje łzy, śmierci już nie ma. Przez Chrystusa jest dla nas życie wieczne. Ta procesja może mieć też miejsce następnego dnia rankiem, przed pierwszą Mszą Świętą. Gdy wschodzi słońce, jakże wyraziście brzmią słowa wczoraj usłyszanego Wielkanocnego Orędzia: "Niech ta świeca płonie, gdy wzejdzie słońce nie znające zachodu: Jezus Chrystus, Twój Syn Zmartwychwstały, który oświeca ludzkość swoim światłem i z Tobą żyje i króluje na wieki wieków" . Amen.
Źródło: www.wiara.pl
Tej nocy właśnie Kościół najpełniej przeżywa swoją tożsamość i misję jako wspólnota zrodzona z tajemnicy Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa.
Jest rzeczą szczególnie wymowną, że w ciągu trzech dni liturgia Kościoła skupia i uobecnia misterium zbawienia, dokonane przez Chrystusa umęczonego, ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. To centrum liturgicznych obchodów nosi nazwę Triduum Paschalnego. Jego punktem kulminacyjnym jest Wigilia Paschalna, matka wszystkich wigilii i najważniejsza liturgia z możliwych. Ale zanim Kościół zacznie ją celebrować, trwa w milczeniu Wielkiej Soboty, kiedy wierni trwają na adoracji przy Grobie Pańskim w cichej, ufnej i pokornej modlitwie. To dzień absolutnej ciszy, kiedy wszechświat trwa w zadziwieniu, smutku i żałobie, ponieważ nie ma Pana – On nie żyje, Jego Ciało spoczywa w Grobie. Tę pustkę i swego rodzaju oczekiwanie na rozwój wydarzeń symbolizuje post jako wyraz uniżenia i samotności. Możemy jednak adorować Najświętszy Sakrament złożony w Grobie. Jest również tradycja błogosławieństwa pokarmów na stół wielkanocny, kiedy możemy wyrazić dziękczynienie Bogu – Stwórcy za dary, które służą naszemu umacnianiu i dzieleniu się z potrzebującymi.
Właściwa liturgia Wigilii Paschalnej rozpoczyna świętowanie uroczystości zmartwychwstania Pańskiego i jest sprawowana z soboty na niedzielę. W ciągu roku liturgicznego chrześcijanie przeżywają dwie szczególne noce, w czasie których celebrują najważniejsze wydarzenia historii zbawienia: Noc Narodzenia Pańskiego i Noc Zmartwychwstania. Te dwie noce nie są dla chrześcijan czasem odpoczynku, ale czuwania i modlitwy, przez którą włączają się w zbawcze dzieło Chrystusa. Ten sam Chrystus, który narodził się w Noc Betlejemską, w Noc Paschy dokonał największego cudu – przeszedł ze śmierci do życia i nas chce teraz przeprowadzić tą samą drogą. Jeśli kroczyliśmy z Jezusem wiernie od Wieczernika poprzez Mękę i Krzyż, to razem z Nim możemy doświadczyć cudu Zmartwychwstania podczas Wigilii Paschalnej. Dlatego zgodnie ze starożytnym zwyczajem tej nocy wierni gromadzą się w świątyniach, by czuwać na modlitwie i sprawować radosną liturgię Zmartwychwstania Pańskiego.
Oto przed nami najważniejsze wydarzenie zbawcze roku liturgicznego! Oto matka wszystkich świętych wigilii i wszelkiej liturgii Kościoła! Tej nocy właśnie Kościół najpełniej przeżywa swoją tożsamość i misję jako wspólnota zrodzona z tajemnicy Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa. Czyni to poprzez symbolikę światła, moc słowa, wymowę sakramentalnych znaków oraz jednoczącą i tworzącą komunię moc Eucharystii.
Na Wigilię Paschalną składa się: Liturgia światła, w czasie której Chrystus objawi się nam jako Światło rozświetlające mroki naszych grzechów; Liturgia słowa przedstawiająca biblijne zapowiedzi i wypełnienie Chrystusowego posłannictwa; Liturgia chrzcielna uświadamiająca nam, że przez chrzest zostaliśmy włączeni w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa i wreszcie Liturgia Eucharystyczna, podczas której przyjmując Ciało Chrystusa dostępujemy pełnego udziału w owocach Jego odkupienia. Procesja rezurekcyjna stanowić będzie publiczne uzewnętrznienie się Kościoła, który żyje z Tajemnicy Zmartwychwstania sprawowanej w sakramentach.
Na początku celebracji Wigilii Paschalnej wierni udają się na zewnątrz świątyni, gdzie będzie miała miejsce Liturgia światła. Poświęcona tam świeca paschalna, znak Chrystusa Zmartwychwstałego, zostanie uroczyście wniesiona do świątyni z trzykrotnym śpiewem: „Światło Chrystusa”. Po drugim takim wezwaniu wierni zapalają od paschału swoje świece, które przynieśli do świątyni, a co symbolizuje rozproszenie ciemności i pragnienie rozgraniczania w naszych sercach dobra i zła. Po trzecim wezwaniu natomiast zapala się wszystkie światła w kościele. Po trzeciej aklamacji diakon lub prezbiter wyśpiewuje radosne Orędzie Paschalne wysławiające paschał jako symbol triumfu Chrystusa, który jest Światłością naszego życia.
Kiedy już światło paschału ogłosi światu dokonanie zbawienia, teraz urzeczywistni się ono w jakże obficie przepowiadanym słowie. To prawdziwie uczta słowa Bożego, kiedy możemy usłyszeć fragmenty dziewięciu czytań (siedem ze Starego Testamentu oraz dwa z Nowego: fragment Listu apostolskiego i Ewangelię). Liturgia słowa wprowadza stopniowo w dynamikę historii zbawienia. Ukazuje najpierw rolę nocy Stworzenia, nocy Abrahama i nocy Wyjścia, by zapowiedzieć i ukazać wymowę nocy Nowego Stworzenia, czyli Zmartwychwstania. Wskazuje to na nowy styl Życia w nowości zrodzonej przez Śmierć i Zmartwychwstanie. Jest to styl paschalny, który objawia się w nieustannym powstawaniu z małości, zwyciężaniu wszelkiej płycizny i obojętności, dystansowaniu się od ciemności grzechu.
Warto też zwrócić uwagę na słowa sekwencji, którą w uroczystość Zmartwychwstania się wykonuje. To jakże wymowne świadectwo o powstaniu z martwych Jezusa oraz wyznanie wiary w Mesjasza, który choć poległ – dziś króluje żywy.
Kolejnym etapem Wigilii Paschalnej jest Liturgia chrzcielna. To ona obrazuje najpełniej sens Paschy jako przejścia przez wody śmierci, aby już na wieki korzystać z wody Życia. To przejście dokonało się dla chrześcijan w sakramencie chrztu, w którym zostali pogrzebani wespół z Chrystusem w Jego męce i śmierci, aby razem ze Zmartwychwstałym wkroczyć w nowe życie.
Zanurzenie w Jezusie, który jest Zmartwychwstaniem i Życiem, daje człowiekowi nowego ducha i ustawia go w nowej rzeczywistości – Dziecka wobec kochającego Ojca. Dlatego odnawiając nasze przyrzeczenia chrztu świętego, w których niegdyś wyrzekliśmy się złego ducha, tej nocy na nowo przyrzekamy służyć Bogu wiernie w świętym Kościele. Z kolei pokropienie wodą święconą przypomina nam wydarzenie chrztu, podczas którego zwlekliśmy z siebie szatę starego człowieka wraz z jego uczynkami, a przyoblekliśmy się w świętość stając się umiłowanymi dziećmi Bożymi. Ta uroczysta liturgia jest zarazem najlepszym momentem na przyjęcie chrztu przez dzieci i dorosłych, których nazywamy katechumenami.
Oczywiście liturgia Nocy Paschalnej osiąga swoją pełnię w Eucharystii, która jest sakramentalnym uobecnieniem osoby Chrystusa Zmartwychwstałego, upamiętnieniem Ofiary krzyża i obecności naszego Pana, który daje siebie na pokarm. Jest to Uczta Paschalna, która stanowi przedsmak wieczystej Paschy. To właśnie wtedy cały kosmos spotyka się w jednej liturgii. Wówczas wraz z zastępami odkupionych i zbawionych, świętych i błogosławionych, z Kościołem pielgrzymującym i zgromadzonym na ziemi oraz z całym wszechświatem wierni chrześcijanie wznoszą swoje serca w Duchu Świętym ku Ojcu w niebie, który przez zmartwychwstałego Jezusa Chrystusa pojednał świat ze sobą, obdarzył pokojem i otworzył wszystkim ludziom bramy królestwa. To apogeum radości, szczęścia i pokoju z zyskanego zbawienia i odkupienia.
Ostatnim obrzędem liturgii Wigilii Paschalnej jest procesja rezurekcyjna. Skoro Pan zmartwychwstał, zwyciężył śmierć i już dłużej grób Go nie kryje, dlatego należy tę wspaniałą nowinę obwieścić innym. To cudowny moment, kiedy o północy czy o świcie wierni głoszą światu, że z radości tańczą niebo i ziemia, bo Pan prawdziwie zmartwychwstał. Dlatego właśnie wierni wychodzą na zewnątrz Domu Bożego, aby wieść o zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa dotarła do serc wszystkich ludzi. Alleluja – niech wszystkim zajaśnieje Pan w swej miłości, nadziei i radości!
Ks. Mariusz Piecyk
Źródło: www.wiara.pl
Pierwotny Kościół nie znał roku liturgicznego. Narastał on i bogacił się z wolna. Jedynym świętem pierwszych chrześcijan była niedziela, zwana u chrześcijańskich Rzymian Dies Dominica a u Greków Kyriake , co w obu wypadkach oznacza "Dzień Pana". Przy tym słowo "Pan" odnosiło się do Jezusa Chrystusa, sprawcy nowego porządku zbawienia naszego.
W każdą niedzielę czczono pamięć Zmartwychwstania Pańskiego, gdyż właśnie w niedzielę Chrystus Pan zmartwychwstał. W niedzielę również obchodzono pamiątkę Zesłania Ducha Świętego na Apostołów, gdyż tego dnia dokonała się także ta tajemnica. Tak więc każda niedziela była nie tylko przypomnieniem, ale jakby ponownym przeżyciem tych dwóch największych wydarzeń w życiu Kościoła. Przez swoje bowiem chwalebne zmartwychwstanie Chrystus Pan najdobitniej potwierdził, że jest tym, za kogo się ogłaszał: Synem Bożym, Zbawicielem świata. Przez swoje zmartwychwstanie Jezus Chrystus nadał swojej śmierci pełny i prawdziwy wyraz: umarł, bo tak chciał, ale śmierć Jego stała się zwycięstwem ostatecznym nad szatanem i wszystkimi Jego wrogami na ziemi. W blaskach zmartwychwstania ma sens właściwy dopiero krzyż i śmierć tak okrutna. Bez Wielkanocy Wielki Piątek byłby tragiczną pomyłką i wielką przegraną samego Boga, nieudaną próbą zbawienia rodzaju ludzkiego. Cała kunsztowna konstrukcja oczekiwania i zapowiadania Mesjasza, Jego misja na ziemi i wreszcie ogrom poniesionej Ofiary to wszystko nie miałoby wytłumaczenia ani fundamentu. Dlatego to św. Paweł Apostoł ma odwagę wprost wyznać: "A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także nasza wiara".
Rocznica zmartwychwstania Pańskiego była obchodzona w chrześcijaństwie jako pierwsze i jedyne święto już w czasach apostolskich. Jak wspomnieliśmy z okazji pierwszej niedzieli Wielkiego Postu, z wolna dookoła Wielkanocy narastały dni: przygotowania, które bardzo wcześnie, gdyż już za czasów św. Grzegorza I Wielkiego (+ 604) osiągnęły swój pełny i wykończony cykl. Myślą przewodnią Wielkiego Postu jest nie tylko przypomnienie dokonanego Odkupienia rodzaju ludzkiego i złożenia podzięki Bogu i Jego Synowi za tak niezwykły akt miłosierdzia. Kościół pragnie, aby jego dzieci czynnie włączyły się w to swoje Odkupienie: przez wewnętrzne odrodzenie, przez wyzbycie się "starego człowieka" a przyobleczenie się w "człowieka nowego", którego wzorcem jest Jezus Chrystus: "To wiedzcie, że dla zniszczenia grzesznego ciała dawny nasz człowiek został razem z Nim ukrzyżowany po to, byśmy już więcej nie byli w niewoli grzechu". "Słyszeliście przecież o Nim i zostaliście pouczeni w Nim — zgodnie z prawdą, jaka jest w Jezusie, że — co się tyczy poprzedniego sposobu życia — trzeba porzucić człowieka, który ulega zepsuciu na skutek zwodniczych żądz, odnawiać się duchem w waszym myśleniu i przyoblec człowieka nowego, stworzonego według Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości".
Najuroczyściej w całym roku kościelnym został wyeksponowany w obrzędy Wielki Tydzień. Jak sama nazwa nam podsuwa, dokonały się bowiem w tych dniach największe tajemnice związane z Odkupieniem rodzaju ludzkiego: Chrystus Pan poniósł śmierć na krzyżu i zmartwychwstał. Nad te wydarzenia historia zbawienia nie zna większych. Dlatego słusznie dano nazwę tym świętym dniom: "Wielki Tydzień".
Aby wierni mogli we wszystkich obrzędach Wielkiego Tygodnia uczestniczyć, papież Pius XII dekretem z dnia 16 listopada 1955 roku wprowadził w obrzędach Wielkiego Tygodnia zasadnicze zmiany. I tak wszystkie nabożeństwa odbywają się w godzinach wieczornych, aby mogli w ich uczestniczyć wszyscy wierni. Są one odprawiane w języku polskim, aby były zrozumiane przez wszystkich. Wreszcie okrojono je i skrócono na tyle, aby były w swojej myśli historycznej i teologicznej więcej przejrzyste i jasne. Nadto chodziło także o to, aby nie nurzyć uczestników zbytnim ich przedłużaniem (reforma również z roku 1969).
Na treść wydarzeń Wielkiego Tygodnia składają się: triumfalny wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy w Niedzielę Palmową, ostatnie dyskusje z Sanhedrynem Chrystusa Pana w świątyni, przepowiednie Chrystusa o zburzeniu Jerozolimy i o końcu świata. Ostatnia Wieczerza i Męka Pańska, wreszcie chwalebne Zmartwychwstanie Chrystusa. Obrzędy liturgiczne tych dni są tak wkomponowane, aby wiernym ułatwić wizualne niemal odtworzenie tych wypadków, bezpośrednio związanych z tajemnicą odkupienia rodzaju ludzkiego, pobudzić do refleksji i wielkiej wdzięczności, doprowadzić do pojednania się w sakramencie Pokuty, odnowić w nich pierwotną gorliwość w służbie Bożej. Wielki Tydzień ma tak wysoką rangę w liturgii Kościoła, że nie dopuszcza nawet uroczystości. Gdyby zaś takie wypadły, odkłada się je po Wielkanocy (np. Uroczystość Zwiastowania Pańskiego w tym roku).
Źródło: www.wiara.pl